Teatry umysłu. Iluzja i prawda na scenie psychoanalitycznej
Wszyscy zmagamy się z neurotycznymi konfliktami, ograniczonymi (przynajmniej tak sądzimy) obszarami osobistej głupoty; w sytuacjach stresowych każdemu grozi załamanie psychosomatyczne; wszyscy potrafimy też kreować perwersyjne fantazje i śnić nieprawdopodobne sny. W wewnętrznym wszechświecie każdego z nas skrywa się wiele „postaci” – części osobowości często podejmujących całkowicie niespójne działania, co prowadzi do konfliktów i cierpienia psychicznego. Dzieje się tak dlatego, że nie znamy tych ukrytych aktorów i ich ról. Niezależnie od tego, czy poznamy ich, czy nie, nasi wewnętrzni aktorzy stale szukają jakiejś sceny, na której mogliby rozgrywać swoje tragedie i komedie. Wprawdzie rzadko bierzemy odpowiedzialność za nasze tajemne inscenizacje, jednak ich producent siedzi wygodnie rozparty w naszych umysłach. Poza tym to właśnie ten świat wewnętrzny i jego powtarzalny repertuar odpowiada za większość tego, co przydarza się nam świecie zewnętrznym.
Kto pisze scenariusze? Co jest tematem tych sztuk? I gdzie są one wystawiane?
Język podpowiada nam, że autor scenariusza nazywa się Ja. Dzięki psychoanalizie wiemy, że scenariusze napisało wiele lat temu naiwne, dziecięce Ja, walczące o przetrwanie w świecie dorosłych, którego zasady bardzo różnią się od tych rządzących światem dziecka. Te psychiczne przedstawienia mogą być odgrywane w teatrze naszego umysłu, naszego ciała, albo też w świecie zewnętrznym, gdzie zdarza się nam wykorzystywać w charakterze scen teatralnych umysły i ciała innych ludzi, lub nawet instytucje społeczne. Gdy czujemy się przeciążeni, przenosimy nasze dramaty psychiczne z jednej sceny na drugą. Nasze Ja ma bowiem wiele twarzy.Dzięki swobodnym skojarzeniom, niezbędnemu elementowi pracy analitycznej, przekonujemy się, że wiele naszych wewnętrznych postaci twierdzi, iż każda z nich to właśnie Ja. Trudno wsłuchać się w wypowiedzi kilku osób, jeśli mówią one jednocześnie – a tak właśnie dzieje się w nieświadomych obszarach naszych umysłów…
Zachęta do tworzenia swobodnych skojarzeń to sytuacja wyjątkowa, niewyobrażalna w zwykłych relacjach społecznych; wielu pacjentów odrzuca jednak zaproszenie do „mówienia wszystkiego”, nawet jeżeli pada ono w kontekście terapeutycznym. Czasami pacjenci traktują relację analityczną tak, jakby była ona relacją społeczną, obawiając się myśli i ocen analityka. Zdarza się, że boją się spotkania z własnymi myślami i uczuciami, gdyż stykają się wówczas z nieznanymi i nieakceptowalnymi aspektami samych siebie. Poza tym niektórzy lękają się utraty kontroli, która towarzyszy swobodnemu błądzeniu myśli: przeraża ich wizja tego, że wpadną w pomieszanie lub będą sprawiać wrażenie osób szalonych. Takie zachowania noszą miano oporu wobec procesu analitycznego lub terapeutycznego…
Fragment prologu z książki „Teatry umysłu. Iluzja i prawda na scenie psychoanalitycznej” Joyce McDougall. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa „Oficyna Ingenium„.